[M.B.] Chciałam donieść,
że mamy na sali Ciocię Helę Maciołkową, która może nam opowiedzieć kilka
pięknych fragmentów o prababci Julii, to co jej prababcia opowiadała, jak
ona u jej nóg siedziała i patrzyła na hafty naszej prababci. Ciociu, zgodziłabyś
się powiedzieć, mogłabyś tutaj przyjść? bardzo prosimy.
[H.M.]
To są wspomnienia z
lat dziecinnych jeszcze, jak babciunia moja Drozdowska haftowała sobie
ornaty. Nawet nie wiem czy jeden nie został w F'utomie o ile
się nie spalił, bo pierwszy kościół drewniany spalił się. Właśnie tam był
ten ornat, bardzo pięknie zrobiony, i wiele, wiele jeszcze innych takich
różnych haftowanych przez nią pięknie rzeczy oddawała do kościoła. Była
bardzo religijna. Swoich synów wychowywała jak mogła,
jako wdowa już, bo mąż jej zmarł bardzo wcześnie. Ja właśnie nawiązuję
na temat babci, bo nigdy nie wspominamy o babci Drozdowskiej, a dużo, dużo
ona włożyła w wychowanie swojego pokolenia synów, wnuków. No i ona bardzo
pięknie pisała, kaligraficznie. Dziadziuś
jak był wójtem, to ona raczej wójtowała. Dziadziuś zajmował się gospodarstwem,
a ona wszystko pisała. Dziadziuś pojechał na konferencję, a starosta się
zainteresował – Jakiego ma pan sekretarza panie Krygowski? Tak pięknie
pisze. Mam sekretarkę panie starosto.
A kto to jest? To jest moja żona. To ja muszę tę sekretarkę zobaczyć. No
i przyjechał starosta do Futomy, a stryjek Kazimierz malował na piecu postacie
(jeszcze jako dziecko) Pana Jezusa. Starosta dziwił się skąd u takiego
dziecka taka wyobraźnia (promieniowanie od głowy, od serduszka postaci
Pana Jezusa). Posługiwał się węglem przy malowaniu. Starosta powiedział
– pamiętajcie, żebyście tego dzieciaka nie zmarnowali to będzie wielki
talent. I tak postanowili i nadali go na studia rzeźbiarskie (nie pamiętam
gdzie). Był bardzo zdolny, no i przeważnie w kościołach rzeźbił
ołtarze, świętych .....
[M.B.] Ciociu, a proszę
powiedzieć jak się babcia Julia spotkała ze swoim mężem?
[H.M.]
Babcia Julia mieszkała
na folwarku w Futomie. Chodzili do kościoła i siadali w pierwszej ławce,
a Jan Krygowski służył do Mszy św. Bardzo się babci podobał i kokietowała
go. Modliła się i zerkała na Jasia. Jasiu jeździe do lasu po drzewo. Babcia
chcąc się przekonać czy to jest dobry człowiek na drodze, którą miał przejeżdżać
położyła w poprzek drogi kawał drzewa
i schowała się w pobliżu w krzakach. Pomyślała, że jak nadjedzie i będzie
na to drzewo przeklinał, to znaczy że jest niedobry człowiek. Jedzie Jasiu,
babcia obserwuje zza krzaków. Konie stanęły przed przeszkodą - belką. Jasiu
zszedł z wozu i mówi "psia kosteczka, kto mi to zrobił?" A
babcia Julia tak pomyślała - nie przekląłeś tylko powiedziałeś "psia kosteczka",
tzn. że jesteń dobry człowiek. Dalej ubiegała się o jego względy.
Ale mama Jasia dowiedziała
się, że Julia to jest dziewczyna w kapeluszach, taka dama więc jej się
nie nadaje, bo oni mieli bardzo duże gospodarstwo. I powiedziała
Jasiowi - absolutnie, musisz sobie poszukać innej dziewczyny takiej wiejskiej,
zdrowej. I babcia mówi temu Jasiowi: Ja się z tobą wybiorę do
twojej mamy i porozmawiam z nią. I babcia zebrała się na odwagę i poszła
do tej przyszłej teściowej i powiedziała! “Proszę panią ja wszystko rzucę,
kapelusze i inne ozdoby, naszyjniki, założę korale takie wiejskie, spódnice”,
mówi aby tylko dostał Jaś błogosławieństwo i zezwolenie przede wszystkim
na ślub. Mama popatrzyła, podobała się jej babcia Julia. A jeszcze to zaznaczę,
że babcia była w tamtych czasach po maturze, jakieś tam szkoły miała. Była
bardzo mądra kobieta. Ja jako cztero-pięcioletnie dziecko
połykałam to co babcia opowiadała. Babcia sobie siedziała na fotelu,
haftowała
i ona właśnie żyła tymi wspomnieniami. Wygadała się do tego dziecka i przeżywała.
Babcia mówiła, że strasznie
kochała dziadka. To było małżeństwo, które rzadko się spotyka,
taka
prawdziwa małżeńska miłość. Wspominała, że jak wzięli ślub to ona rzuciła
kapelusze, ubrała spódnice wiejskie, założyła korale takie jakie nosiły
tamte kobiety, no i była jakiś czas z tym mężem (dziadziem) i później mąż
zmarł. Zmarł w Błażowej, nie wiem miał chyba wylew, bo miał silny ból głowy.
Babcia pamiętała, jak jeździli na konferencje do Rzeszowa, ona jeździła
z mężem, i mówiła, że on mówił jak patrzył na ten cmentarz nad kościołem
błażowskim, że ten cmentarz jest w takim pięknym położeniu,
że jak kiedyś pomrę to chciałbym leżeć na tym cmentarzu. A Julia zażartowała
i mówi: "uczynimy to", może obydwoje tu będziemy leżeć. Kiedy Jan umarł,
to babcia tam go pochowała, bo przypomniała sobie to jego życzenie żeby
tam leżeć. Tam naprawdę jest pięknie,
cmentarz jest na takim wzniesieniu. Tam dziadziuś ma swój grób a potem
rodzina Krygowskich: tatuś, mama, też żona Kazimierza (Paulina). No i to
jest tam takie miejsce, że sami Krygowscy mają swój grób, gdzie dziadziu
Krygowski wyraził swoje życzenie pierwszy.
A co do ks. Juliana,
o którym tu wspominał ksiądz, że leczył ludzi, to moja mama była bardzo
ciężko chora jak mnie urodziła. Po porodzie lekarze powiedzieli, że nie
da się jej uratować. Przyjechał do nas ks. Julian i mówi tak: Ja cię muszę
Zosiu zabrać do mnie do Zręcina, i przy Boskiej pomocy i mojej
może cię uratujemy. Była przy tym też babcia Julia i opiekowała się, a
ks. Julian leczył różnymi ziołami. Mama powróciła zupełnie zdrowa, była
przez lekarzy zupełnie przekreślona.
Siostra Emila Kołodzieja była sparaliżowana.
Ks. Julian powiedział, żeby się rodzina modliła. Ile mogli ściągnąć rodziny
do Kościoła do Przemyśla, była Msza św., wszyscy gorąco się modlili- opowiadały
mi o tym moje siostry, bo one tej na tej Mszy
św. były i ta sparaliżowana odzyskała władzę w rękach i w ogóle.
To był cud mówili. Ks. Julian to był ksiądz z jakąś charyzmą.